Na pewno wiadomo, że ojczyzna herbaty są Indie, zaś swoja karierę rozpoczęła w Chinach. Początkowo jej liście żuto. W czwartym stuleciu stała się już napojem bardzo popularnym i cenionym. Pod jej uprawę przeznaczano najlepsze gleby. Wiosna zaczynała się w dniu, w którym chiński cesarz wypił pierwsza filiżankę herbaty z nowego zbioru.
Chińczycy przez długi czas pilnie strzegli tajemnic herbaty. Dopiero w 801 roku nasiona tej rośliny przywiózł do Japonii buddyjski mnich Saicho. Szybko stała się elitarnym napojem samurajów i duchownych.
Około 1350 roku dowódca japońskich wojsk cesarskich zakazał wojownikom picia herbaty. Bezskutecznie. Rytuał jej parzenia i picia szybko rozpowszechnił się w całej Japonii i po dziś dzien.
Do przełomu XVI i XVII wieku niewielu Europejczyków słyszało o tym napoju. Herbata dotarła na nasz kontynent, a ściślej do Holandii, w 1610 roku – jako lekarstwo na febrę. Chińczycy sprzedali jednak Holendrom tak zwaną czarną herbatę, właśnie taką, jaką w Europie pije się najczęściej.
W Azji natomiast rozpowszechniona i niezwykle ceniona była herbata zielona, której prawie nie pijemy. Chińczycy myśleli bowiem, że nie znającym się na rzeczy Holendrom z powodzeniem wcisną gorszy, ich zdaniem, bo poddany fermentacji towar. I nie pomylili się, Holendrom zasmakowała właśnie ta odmiana herbaty. Niedługo potem ten smak i aromat poznali Francuzi, Rosjanie, Niemcy, dopiero później europejscy mistrzowie w jej parzeniu – Anglicy, a za ich sprawą także Polacy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz